wtorek, 30 czerwca 2015

#Łaciata recenzja ~ 25

"Jan Karski. Jedno życie." - Waldemar Piasecki



   "Jan Karski. Jedno życie" to bardzo wyczerpująca pozycja, gdyż jej objętość wynosi 928 stron zadrukowanych od początku do końca. 

   Ze względu na to, iż jest to biografia patrioty, myślałam, że znajdę w niej suche fakty, daty i wydarzenia. Ku mojemu jakże pozytywnemu zaskoczeniu "Jedno życie" to wspaniały i wciągający opis życia człowieka, który w swych wielkich dokonaniach okazał się być małym i skromnym człowiekiem.

   Waldemar Piasecki czyni Karskiego człowiekiem wręcz przeciętnym , którego łatwiej nam poznać bliżej, bo jak wiemy niewiele z nas zna prezydentów lub inne sławy, chociażby muzyczne. A normalnych ludzi znamy masę. 

   Książka, którą widzicie na zdjęciu przyszła do mnie od wydawnictwa Insignis, któremu bardzo za to dziękuję. Nie żałuję mojej spontanicznej  decyzji.

   Mimo wszystko ze względu na to, że Waldemar Piasecki napisał biografię z tekstu można wyłuszczyć wiele ważnych dat i osobistości, których już z nami nie ma. 

   Ta książka to perełka, moim zdaniem. To piękny symbol przyjaźni Piaseckiego z Karskim. Wielki hołd i docenienie pracy, która wydawała się być żmudna i pokazanie tego, jak od najmłodszych lat rodzi się w człowieku powołanie. 

   Polecam przeczytać ją wszystkim! Tą książkę można sobie "dawkować", gdyż rozdziały są odpowiednio skonstruowane.

Naprawdę polecam! Wszystkim historykom, żydom i Wam - moim czytelnikom!

    Nie będę się rozpisywać na temat tego, jak wspaniałą osobą był Jan Karski, gdyż to wszystko możecie znaleźć w tej książce. To książkę po prostu trzeba przeczytać!

   Ja już ma swoje ulubione cytaty, a jakie będą Wasze?

   "Jeśli już muszę, chcę pozostać w ludzkiej pamięci, a nie tylko w książce. Nie chcę, aby o mnie pisano po to, żeby było... napisane, tylko żeby ktoś to czytał. Jestem już zbyt stary i zbyt... próżny, aby tracić czas na coś innego..." - powiedział Jan Karski, kiedy ostatecznie zgodził się na powstanie jego biografii.  



Misia.
OCENA KSIĄŻKI: 6 

#Łaciata recenzja ~ 24

"Południca ze Świątyni Słońca" - Pati Maczyńska



   Przedstawiam Wam "Południcę ze Świątyni Słońca", czyli  debiutancką powieść polskiej autorki Patrycji Maczyńskiej, którą otrzymałam w ramach rozpoczęcia współpracy z wydawnictwem Novae Res.

   Książka zaskoczyła mnie treścią i nigdy po przeczytaniu opisu nie cieszyłam się tak bardzo.

   Wplecenie legend słowiańskich w fabułę jest dla mnie zabiegiem dotychczas niespotkanym w żadnej z czytanych przeze książek i tworzy bardzo ciekawy, porywający mix.

   Kolejnym plusem książki jest jej okładka, która mnie ujęła od pierwszego spojrzenia. Dopasowanie grafiki do treści pokrywa się z moimi wyobrażeniami i pragnę pogratulować grafikowi w tym wypadku Pani Magdalenie Zawadzkiej. Perfekcjonizm i klasa!


   Zważając też na to, że mój tata, który absolutnie nie czyta książek sięgnął po nią i skończył po trzech dniach świadczy o jakości całego dzieła.


   Ja jako recenzent pragnę serdecznie polecić Wam "Południcę ze Świątyni Słońca" i zachęcić do czytania. :)


   Nie rozpisuję się bardzo, gdyż przygotowałam dla Was małą niespodziankę!




   "Oriana przystawiła córeczki do piersi. Maleństwa natychmiast się uspokoiły i usnęły. Patrząc na nie w tej chwili, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że są zdrowymi i szczęśliwymi niemowlakami. Kobieta wreszcie była spokojna o ich przyszłość."


10 ŁACIATYCH PYTAŃ I ODPOWIEDZI

   Kochani, przedstawiam Wam pierwszy oficjalny wywiad krówki ze wspaniałą autorką Patrycją Maczyńską, spod której pióra wyszła niesamowita „Południca ze Świątyni Słońca” wydana nakładem wydawnictwa „Novae Res”.

    1. Misia: Zaczniemy od prostego pytania. Jak długo pisałaś swoją książkę?
    Patrycja Maczyńska: Książkę pisałam trzy miesiące, głównie nocami, gdyż etat pracy jako położna nie daje mi możliwości na pisanie w ciągu dnia.

    1. Misia: Co było dla Ciebie inspiracją do napisania własnej powieści?
    Patrycja Maczyńska:  Do napisania „Południcy ze Świątyni Słońca” zainspirowały mnie podróże, którą odbyłam pięć lat temu i sześć lat temu właśnie do Nowin Horynieckich, Siedlisk i ogółem roztocza i możliwość obejrzenia, bo trudno tu powiedzieć zwiedzenia, Świątyni Słońca, która niestety do dzisiaj pozostaje miejscem nie oznakowanym  tak samo dla turystów jak i innych. Kolejną ważną kwestią jest to, że po śmierci mojego taty miałam depresję, nie mogłam spać i żeby zabić ten wolno płynący czas, postanowiłam wziąć się za pisanie, gdyż wcześniej nie miałam na to siły ani przede wszystkim czasu, więc tak to wyglądało. Chyba wyszło mi to na dobre, jak sądzę.
            Misia: Pozostając przez moment przy tym pytaniu. Czy             odbyłaś tą wycieczkę sama?
    Patrycja Maczyńska: Nie, do Nowin pojechałam wraz z zaprzyjaźnionym ze mną małżeństwem i z moim synem Patrykiem, także już się wydałam z faktem, że postacie z książki pokrywają się z prawdziwymi osobami.

    1. Misia: Mam tu zanotowane pytanie odnośnie tego, czy książka to w jakimś stopniu                                    opis wydarzeń z Twojego życia, lecz nie będziemy do tego wracać, gdyż w poprzednim pytaniu poznaliśmy odpowiedź. Idziemy więc dalej. Jeśli z zawodu jesteś położną skąd nagle zainteresowanie językiem polskim, pisaniem opowiadań? To totalnie odmienne branże, nie sądzisz?
    Patrycja Maczyńska: Tak (śmieje się) to dwie kompletnie oddzielne dziedziny, lecz ja od zawsze byłam szczerze połączona ze sztuką. Lubiłam wszelkie artystyczne rzeczy. Ogółem kiedyś przed położnictwem chciałam zostać instruktorką tańca i udało mi się nawet nią zostać. Udzielałam lekcji charytatywnie.
    Misia: Charytatywnie? To znaczy dla osób chorych?
    Patrycja Maczyńska: Nie, nie, dla dzieci w szkole. Z tym też się wiąże pewna anegdotka. Zapewne pamiętasz ten moment w książce, gdzie opisywałam nieprzyjemne relacje panujące między moim synem i mną, a jego nauczycielką. Właśnie w tamtej szkole poznałam niesamowitą kobietę i zaczęłyśmy się wspaniale dogadywać mimo tego, że się nie znałyśmy. Obie chciałyśmy zrobić coś dla tej szkoły, dla tych dzieciaków i chyba ta idea nas łączyła. Zajęcia odbywały się na jednej z godzin wf-u i wtedy właśnie pracowałyśmy z całą klasą. Myślę, że nasz wysiłek nie poszedł na marne, bo udało nam się dostań na wojewódzki konkurs tańca współczesnego, co było i nadal jest wielkim sukcesem. Ta nauczycielka wkładała samą w siebie w to, co robi, była nauczycielem z powołania.
    Misia: Szkoda, że dzisiaj jest tak mało takich osób.
    Patrycja Maczyńska: Tak, to prawda. W klasach 1-3 tak było, w 4-6 był gnębiony. Opis z mojej książki jest jak najbardziej autentyczny. Właściwie to nawet sytuacje poza tymi fikcyjnymi są słowo w słowo autentyczne.

    1. Misia: Skąd pomysł na motyw Południcy? Czy legendy, które opisałaś w książce są prawdziwe?
    Partycja Maczyńska: Jak najbardziej tak, legendy są prawdziwe. Ogółem pragnę zwrócić uwagę ludzi na to, jakie mamy piękne słowiańskie legendy. Wszyscy raczej korzystają z mitów greckich czy rzymskich i jest to tak strasznie oklepane, że aż przykro, gdy wiem, że istnieje coś równie pięknego, a nikt o tym nie wie. Może moja książka sprawi, że ktoś zainteresuje się tym co nasze, doceni to.

    1. Misia:Dlaczego akurat Nowiny Horynieckie? Zwykli ludzie jeżdżą na wakacje nad morze, w góry, na mazury… ale Nowiny Horynieckie?
    Patrycja Maczyńska:  Tak, to nie jest znana miejscowość, ale znajduję się tam przepiękne muzeum oraz Świątynia Słońca, o której wspomniałam już wcześniej. Ja od zawsze byłam dziwna, nawet moi przyjaciele uważali mnie za taką. Czasem mówili „powróżysz nam”, gdyż wiedzieli, że noszę ze sobą runy.

    1. Misia:Natan – postać prawdziwa czy fikcyjna?
    Patrycja Maczyńska:  Natan to jak najbardziej postać czysto fikcyjna i w tej kwestii nie ma raczej wiele do wyjaśniania.
    Misia: Jednak pozostając w temacie Nataniela. Z tego, co wyczytałam z Twojej notce biograficznej, samotnie wychowujesz syna. Zastanawia mnie to, czy nadal czekasz na miłość. Marzysz o niej?
    Patrycja Maczyńska Oj, mam to już za sobą. Ale może czasem człowiek bywa jednak samotny…? To chyba zbyt długa refleksja jak na ten wywiad. Zalecam, by każdy zastanowił się nad tym w swoim zakresie, w końcu to zależy od jednostki.

    1. Misia: Jak zareagowali Twoi znajomi na wieść o wydaniu Twojej powieści?
    Patrycja Maczyńska: Oj, byli nie mało zdziwieni, gdyż ja mam dyslekcję, dysortografię i wszystko, co tylko posiada przedrostek „dys”, więc ta książka to takie moje duże prywatnie osiągnięcie. Szokiem była dla nich ta wiadomość, również ze względu na to, że do samego końca – czyli momentu, gdy miałam w dłoniach egzemplarz sygnalny – nie wydałam się nikomu poza moją mamą i synem. To głównie ich zasługa, że nie poddałam się i mogłaś przeczytać „Południcę ze Świątyni Słońca” w papierowym wydaniu. Na decyzję o wydaniu mieli również wpływ moi przyjaciele, których wymieniłam w dedykacji, którzy gorąco mnie wspierali Teraz jestem im za to bardzo wdzięczna!

    1. Misia: Czyli podsumowując kwestię realności Twojej książki – znajdują się w niej opisy istniejących miejsc, w których miałaś okazję być, tak?
    Patrycja Maczyńska: Nie, o niektórych miejscach opowiadała mi babcia i niestety ja nie miałam okazji osobiście ich zwiedzać, niektóre z nich nawet już nie istnieją, co bardzo przykre, ale jeżeli nic się w tym kierunku nie zmieni, zniknie również to, co jeszcze żyje w ukryciu. Świątynia Słońca, skamieliny, kromlechy czy Muzeum Skamieniałych drzew. Szkoda tego wszystkiego, gdyż potrzeba tylko odrobiny chęci. Mam nadzieję, że moja książka choć w niewielkim gronie ludzi zaszczepi chęć odwiedzin takich pięknych polskich miejsc. Mamy swoje Forks i Sire, ale dlaczego nie umiemy go docenić?

    1. Misia: W trakcie czytania moją uwagę przykuł pewien fragment i może czepiam się szczegółów, ale czy naprawdę przeczytałaś sagę „Zmierzch” Stephenie Meyer siedemnaście razy?
    Patrycja Maczyńska: Tak (śmieje się), lecz ta liczba uległa zmianie. Teraz to już około czterdziestu razy. Nie tylko czytam, oglądam, słucham audiobooków i czytam w e-booku, a czasami otwieram tylko po to, by zobaczyć co słychać u Belli, Edwarda i Jacoba. To moja ulubiona seria i chyba nigdy mi się nie znudzi. Jako położna pracuję na oddziale onkologicznym i dość często spotykam się ze śmiercią, wtedy ratują mnie przyjaciele ze „Zmierzchu” swoim naprawdę fantastycznym światem.
    Misia: Haha! Niesamowite! Osobiście miałam okazję czytać sagę „Zmierzch” tylko raz i to długo po tym, jak do kin weszła ostatnia część. Nigdy nie rozumiałam tego, jak moje koleżanki mogą podniecać się wampirami i wilkołakami. Śmiałam się, gdy krzyczały „chcemy Edwarda”, było mi to kompletnie obce. Aż w końcu pewnego zimowego dnia znalazłam na allegro całą serię za 60 złotych i bez zastanowienia kliknęłam „kup teraz”. Przeczytałam wszystkie części i chyba żaden z Panów nie ujął mojego serca. Jednak chciałabym zapytać – Edward czy Jacob?
    Patrycja Maczyńska: Haha! Dla mnie zawsze najfajniejszy był Jasper i mam nadzieję, że nie urażam w ten sposób żadnej fanki Jacoba lub Edwarda, która cicho liczyła na to, że dołączę do jej teamu.

    1.  Misia: Czy planujesz kolejne powieści?
     Patrycja Maczyńska: Owszem, teraz jestem w trakcie pisania mojej drugiej powieści, a kontynuacji przygód Oriany, ale na razie nie chcę zapeszać, zobaczymy co z tego wyjdzie. 


Wszem i wobec ogłaszając, chcę podziękować za udzielenie mi wywiadu i odpowiedzi na nurtujące mnie pytania Patrycji Maczyńskiej i zachęcić wszystkich do przeczytania „Południcy ze Świątyni Słońca”! 

Misia.
OCENA KSIĄŻKI: 5

niedziela, 7 czerwca 2015

#Wyniki łaciatego konkursu!

Czytelnicy krówki!

   Po wielkich dylematach i sporach z samą sobą wybrałam dwójkę zwycięzców. Wszystkie prace były wspaniałe i pomysłowe, jednak te dwie skradły mi serce od razu. W ramach rekompensaty za trud włożony w wykonanie zadania opublikuję tu wszystkie prace. :)
   Mam nadzieję, że Wam się spodobają.

Wygrywają!
Kinga Dobrowolska

Patrycja Łupińska
Pozostałe prace:
Jarosław Jaworski


Iwona Jaworska

Paulina Nitek

   Dziękuję wszystkim uczestnikom za udział w pierwszym oficjalnym konkursie z krówką i mam nadzieję, że w następnym też weźmiecie udział! :)
   Droga Asiu, Twoja praca przyszła po czasie, a nawet gdybym chciała ją wstawić, to nie mogę, ponieważ zdjęcie mimo dobrego pliku ładuje się do góry nogami.  
   Trzymajcie się ciepło.

Misia.

środa, 3 czerwca 2015

#Łaciata zapowiedź!

"Książka bez sensu" - Alfie Deyes



Zapowiedź "Książki bez sensu"!
   Zapraszam do zapoznania się z opisem książki Alfiego Deyesa, która ma na celu łączenie ludzi i zwracanie ich uwagi na małe rzeczy! 
   Premiera "Książki bez sensu" nastąpi w lipcu i będzie ją można zakupić w znanych sklepach sieciowych oraz na stronie wydawnictwa Insignis.
   Polecam i z niecierpliwością czekam na egzemplarz recenzencki. :)

Misia.   

poniedziałek, 1 czerwca 2015

#Łaciate podsumowanie MAJA.

!Majowy stosik krówki!



   Dla krówki maj okazał się miesiącem "spod dobrej gwiazdy", ponieważ wzbogaciła ona swoje zbiory o całe 14 nowych, wyjątkowych pozycji.
   Stało się tak głównie dlatego, że owa krówka obchodziła swoje szesnaste urodziny. :)

   W tym miesiącu zakupiłam dwie kolejne części "Kolekcji z Zielonego Wzgórza" i są to:
  • "Czarny Marigold"
  • "Złocista droga"
  Nie muszę chyba dodawać, że są to książki Lucy Maud Montgomery autorki "Ani z Zielonego wzgórza".

   Kolejną kolekcją, którą uzupełniłam, jest najnowsza z wydanych przez wydawnictwo Literackie seria książek Katarzyny Michalak, która wzrosła o:
  • "Wiśniowy dworek"
  • "Dla Ciebie wszystko"
   Moja kochana Magda postarała się dla mnie o książkę "Gatunki publicystyczne w szkole średniej", którą zwędziła z zamykającej się Warszawskiej biblioteki uniwersyteckiej.

   Jako prezenty urodzinowe zgarnęłam:
  • "Pora na życie" - Cecelia Ahern
  • "Przebudzona" - P.C Cast, Kerstin Cast
  • "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" - Mathew Quick
  • "Poradnik pozytywnego myślenia" - Mathew Quick
  • "Black Ice" - Becca Fitzpatrick, które już zrecenzowałam dla Was. :)
  • "Huśtawka" - Anna Zajączkowska
   Wszystkim tym, którzy byli na moim przyjęciu już nie muszę dziękować, bo mam ich na co dzień i jestem z tego niezmiernie dumna, ale chciałabym przy tej okazji podziękować Pani Agnieszce Krizel za przepiękny tomik wierszy Anny Zajączkowskiej wraz ze zdjęciami, życzeniami i autografem oraz wsparcie i pomoc w dążeniu do celu. Jest Pani osobą z niezmiernie wielkim sercem!

   Nie odstępując o krok od wymienionej wyżej postaci, chcę powiedzieć, że wygrałam książkę w organizowanym na blogu Pani Agnieszki konkursie i jest to widoczny na fotografii egzemplarz "Jutro pachnie cynamonem" pióra Anny Szczęsnej. 

   W maju poczta miała przeze mnie pełne ręce roboty! Haha!
   Drogą pocztową przyszły do mnie dwie pięknie wydane książki, a mam tu na myśli "Girl Online" Zoe Sugg oraz "Jan Karski. Jedno życie", biografię napisaną przez Waldemara Piaseckiego, którą obecnie czytam.

    Praktycznie kończąc, chcę bardzo serdecznie - i wręcz wylewnie - podziękować wydawnictwu Insignis, z którym współpracuję od miesiąca, a które cały czas pomaga mi w rozwijaniu bloga i realizowaniu swojej pasji, jaką jest - niewątpliwie - czytanie. Jesteście wspaniali, a w szczególności Pani Iwona, z którą mam stały kontakt mailowy. Dziękuję.

   Oraz Ralfie - Kochanie Ty moje - dziękuję za najwspanialsze życzenia urodzinowe oraz częste oskarżenia o to, że nie czytam, sprawdzanie mnie itp., bo dzięki temu nie zapominam o tym, co mam robić. Twoje wsparcie jest bezcenne i łatwo z niego nie zrezygnuję. :)


Ten miesiąc jak najbardziej należy do Insignis!
Misia.